Kiedy pierwszy raz zetknąłem się ze zdaniem Marshalla McLuhana o sieci, od razu przypomniała mi się sentencja wygłoszona blisko sześćdziesiąt lat temu przez J.F. Kennedy’ego: „Nie pytajcie, co kraj może zrobić dla was; pytajcie, co wy możecie zrobić dla kraju”. Często wykorzystuję ją, kiedy prowadzę zajęcia dotyczące pracy zespołowej. Sieć bazuje na relacjach. Na wymianie. Na użyczaniu sobie nawzajem. Kiedyś powiedziałbym na dzieleniu, ale od czasu, gdy zwrócono mi uwagę, bym nie prosił o dzielenie się na grupy, tylko o to, by się w nie łączyć - inaczej dobieram słowa.
Kiedy zaczynałem pracę koordynatora sieci, myślałem, że to w gruncie rzeczy zadanie, które przy odrobinie dobrej woli da się ogarnąć na 100%. Rzeczywistość okazała się zdecydowanie bardzie skomplikowana. Pierwszą barierą okazał się sam dobór osób do sieci. Okazało się, że nie wszyscy uczestniczą w niej zupełnie z własnej woli. Niektórzy nie do końca zrozumieli do czego się zadeklarowali. W efekcie względnie aktywnych uczestników mam około 50%. A na platformie jest ich jeszcze mniej. Pytanie czy to porażka, czy da się z tym żyć?
Dać pewnie się da, ale jakieś poczucie dyskomfortu pozostaje. Z drugie strony, skoro od początku sponsorem tego wpisu jest Kennedy, może warto przytoczyć kolejne jego słowa: „Nie módlcie się o łatwe życie. Módlcie się, żebyście byli silniejszymi ludźmi”. Czasami się trochę o to modlę. No bo człowiek daje z siebie ponad miarę, przygotowuje rzeczy nie do przygotowania, co więcej wydaje się, że już wszystko poskładał i odtąd będą tylko same sukcesy, a tu…? Nic. I co dalej? Stąd moje pierwsze pytanie - jak wy sobie radzicie z tego typu niepowodzeniami? Co robicie, kiedy mimo waszego zaangażowania, nic szczególnego nie następuje? Kiedy w zasadzie przestaje się chcieć?
Nasza robota to w znacznym stopniu zarażanie ideą. Myślę o tym, że razem można więcej. Że kiedy się dzielisz z innymi, tym co masz, to wraca do ciebie w dwójnasób albo i w jeszcze większej skali. Czytam na forum, że istnieje wiele sieci, które tak właśnie mają. Wiele zależy na pewno od koordynatora - jego zasobów merytorycznych, energii, otwartości na innych, umiejętności pozyskiwania drugich do współpracy. I tu się pojawia drugie pytanie- jak można taki stan osiągnąć? Co zrobić, żeby stać się zarzewiem dla drugich?
Uczestniczymy w poważnej zmianie. To nie jest kolejna reforma. Naszym zadaniem nie jest wdrażanie odgórnie przekazanych rozwiązań, ale przyczynienie się do pokonania pewnych postaw mentalnych. Przeciwstawianie się przekonaniu o szczególnej wartości robienia w dalszym ciągu tego samego. Ograniczanie oporu wobec wszystkiego co nowe. Kennedy, to już ostatni raz, powiedział: „Zdecydowaliśmy się w ciągu nadchodzących dziesięciu lat polecieć na Księżyc i dokonać innych rzeczy nie dlatego, że są łatwe, ale właśnie dlatego, że są trudne, a przez to zmuszą nas do lepszej organizacji i wykorzystania wszystkich naszych umiejętności”. Jaki jest wasz stosunek do tych wszystkich nowości? Odejdźmy trochę od sieciowania - powiedzcie, co myślicie o nowościach, które was dopadają jako nauczycieli, rodziców, innych osób związanych z systemem. Jak oceniacie zmiany, w których uczestniczycie? Zgadzacie się na nie, czy uważacie, że są błędne? Dlaczego?
Komentarze
piątek, 6 lutego 2015 | Elżbieta Kozak
Z przykrością stwierdzam mimo, że nie mam 40+ zgdzam się z Tomkiem, cięszko jest odnaleść się w nowinkach komputerowych. Dodatkowo dochodzi jeszcze brak czasu spowodowany pracą,domem i oczywiście rodziną i czasmidoby zegarowej brak :-(
Pozdrawiam Ela
czwartek, 15 stycznia 2015 | Ewa Perlik
Pozdrawiam, Ewa
piątek, 21 listopada 2014 | Ewa Chorążyczewska-Purzyńska
piątek, 24 października 2014 | Danuta Woźniak-Ryńca
Naturalną rzeczą jest to, że oczekujemy od innych takiego samego (lub porównywalnego) zaangażowania w sprawę i jeżeli się tak nie dzieje to jesteśmy zniechęceni. Osobiście nauczyłam się nie traktować tego jako swojej porażki, co w konsekwencji nie zniechęca mnie i pozwala mi dalej działać. Wiem że zrobiłam wiele (z pewnością nie wszystko, bo ciągle próbuję),by zmotywować do aktywności w sieci, ale to inni sami decydują ile chcę od siebie dać, czy co chcę wziąć. Jedno jest pewne, że mamy wpływ przede wszystkim na "zmianę" siebie. Przychodzi mi teraz do głowy zasłyszane kiedyś powiedzenie (nie pamiętam jego autora). „ Moja żona jest jak władza ludowa, ona wie co dla mnie jest dobre” Nie jestem jak władza ludowa (Boże broń), nie wiem co dla osób w mojej sieci jest dobre, oni sami to wiedzą i sami o sobie decydują. Pozdrawiam.
niedziela, 19 października 2014 | Blog Koordynatorów
niedziela, 19 października 2014 | Maria Orlicz
Pozdrawiam wszystkich koordynatorów sieci i życzę dużo wytrwałości.
Kinga
piątek, 17 października 2014 | Danuta Woźniak-Ryńca
środa, 8 października 2014 | Tomasz Łodej
Prawda jest taka, że gdyby w sieciach byli uczniowie to było by znacznie prościej zachęcić ich do zabierania głosu. ONI na portalach społecznościowych są wychowani, w żyłach płyną IM wiadomości z SMSów. Mamy różnice pokoleniowe i wielu ludziom 45+ dosyć ciężko jest się w tych kosmicznych czasach odnaleźć.
Z śietlanym pozdrowieniem
Tomek